poniedziałek, 14 listopada 2011

że niby jest dobrze?

Czułam się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Byłam nią.. Wszystko było jak sen, nie koszmar czy jakiś inny zły sen.. To było jak bajka, bajka, która przecież miała się nigdy nie skończyć.. To wszystko miało być tak pięknie jak było, ale do końca.. Mijały dni, mieliśmy do siebie wrócić, pisaliśmy o tym, że jest nam zajebiście, że w końcu się układa.. Czułam, że jest tym jedynym, tym, z którym chcę spędzić resztę swojego życia. Wiem, wiem, to może zdawać się śmieszne, przecież mam dopiero 14 lat, a mówię tu już o takich poważnych sprawach. Ale wtedy tak myślałam. Byłam tak zaślepiona nim i tym uczuciem, jego pseudo 'miłością', że nie myślałam o niczym innym. Aż do dnia w którym potraktował mnie jak zwykłą szmate. Przynajmniej tak się czułam. Było to dokładnie tak.
Jak zawsze wyszliśmy całą ekipą na dwór, bo jakby inaczej, jesteśmy nierozłączni. Tego dnia trochę się ode mnie oddalił, ale tylko trochę, niby wszystko było dobrze. Niby nic się nie zmieniło. Mieliśmy w końcu do siebie wrócić, no nie? Szkoda, że po przyjściu do domu, już tak nie było. Siedzę sobie na gadu, kulturalnie zacieszam do monitora, aż tu nagle dostaje wiadomość od Viki. 
V: Ej, Martis, Przemek gada z jakąś typiarą przez tel ; oo.
M: E tam, nie zabronie mu mieć koleżanek, przecież ja też mam kolegów.
V: to nie wygląda za fajnie, no ale jak tam sobie chcesz.
Zaczęłam się trochę bać, ale ufałam mu. Po chwili zobaczyłam, że Asia weszła na gadu. Napisałam do niej.
M: Cześć, jak tam z Przemkiem? Jak bajera ;)? - oczywiście to było specjalnie, oczekiwałam odpowiedzi, że już nie bajerują, bo schodzi się ze mną.
A: Cześć, miło że pytasz. Zajebiście, coraz bardziej mi na nim zależy, zresztą jemu na mnie też. Czuję, że tym razem odnalazłam tego jedynego.
Coś jakby znowu we mnie trafiło.. Znowu czułam to uczucie, jak w dzień naszego zerwania... Nie mogłam się opanować.. Myślałam sobie, to nie może być prawda... Te jego słowa, że nadal coś do mnie czuje, nie mogły być kłamstwem, po prostu nie mogły.. Wtedy nie wytrzymałam, napisałam do niego..
M: dlaczego mi nie powiedziałeś? dlaczego znowu chciałeś mnie zranić? lubisz tą satysfakcję, którą czujesz, gdy ktoś cierpi? inaczej nie umiem tego zrozumieć..
NIE ODPISAŁ. Postanowiłam zadzwonić.
- Cześć, dostałeś esa? - zapytałam.
- Dostałem. O co ci chodzi, Martynko? 
- O to, że bajerujesz z Asią. Kocham Cię, dlatego dam Ci wybór. Wybierz, ja lub ona.
- Nie wybiorę żadnej..
- Co? Ale .. - nie dokończyłam..
- Czekaj. Zakończę to z nią. - powiedział rozłączając się.
Znowu uśmiech wrócił na moją smutną twarz. Szkoda, że na tak krótko. Siedziałam zajarana, z myślą, że jednak mnie kocha. Dostałam sms`a. Gdy na wyświetlaczu pojawiło się jego imię, zaczęłam się cieszyć.. Szkoda, że po odczytaniu wiadomości nie byłam już taka radosna.
U: Przepraszam. Zależy mi na Asi.
NIE ODPISAŁAM, znów do niego zadzwoniłam.
- Możesz pogadać? - zapytałam.
- Za ile, gdzie? 
- Podejdę pod twój blok, wychodzę, cześć. - powiedziałam rozłączając się.
.Po drodze dalej nie wierzyłam w to co się stało, przecież mówił, że ma w nią wyjebane, że nadal czuje coś do mnie.  Nie mogło od tak nagle przestać mu na mnie zależeć. Może chciał tylko żebym była zazdrosna? Męczyłam się z tymi myślami, szukałam odpowiedzi, ale tylko on mógł mi powiedzieć o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Podeszłam, on już czekał.
- O co w tym wszystkim chodzi? - zapytałam.
- No, zależy mi na niej, proszę nie wpierdalaj się w to, nie chcę jej stracić, przez Ciebie. - odpowiedział z wkurwem.
- Powiedz mi tylko jedno, dlaczego ciągnąłeś to ze mną? Czemu mówiłeś mi, że Ci na mnie zależy, że naprawimy to wszystko, że będzie jak kiedyś, kurwa, że będzie lepiej. - krzyczałam.
- Zrozum, to wszystko przez te twoje piosenki, to one tak wjechały mi na psyche, zacząłem wmawiać sobie, że nadal coś do Ciebie czuje, że nadal jesteś kimś ważniejszym niż przyjaciółka. Ale myśląc o tym wszystkim, stwierdziłem, że się okłamuje. Musiałem z tym skończyć, jesteś przyjaciółką. - powiedział i odszedł.
- Przemek, Przemek stój! - biegłam wołając go.
On jakby nie słyszał.. Pewnie nie chciał słyszeć.. Tak, miał na mnie wyjebane.. Byłam tylko jego przyjaciółką. Nikim więcej. Stanęłam patrząc w niebo. Czułam jak w jednej chwili, straciłam wszystko co dawało mojemu życiu jakikolwiek sens.. Jak cały świat zawalił mi się w kilka minut.. Jak jedna osoba, potrafi spierdolić życie..
Wiedziałam, że nie poradzę sobie sama. Napisałam do Grzesia, żeby wyszedł, że nie daje rady. Szybko wyszedł.. Zaczęłam płakać jak małe dziecko za swoją zabawką.. Nie, to nie był taki płacz.. To było coś gorszego. To było, jak płacz, po utracie najważniejszej osoby w swoim życiu.. Nikt nie potrafił mi pomóc.. Nie mogłam nic powiedzieć.. Grzesiu od razu wiedział, o kogo chodzi .. Przytulił mnie, ścisnęłam go mocno i dalej krztusiłam się łzami.
- Martis.. Zrozum, on nie jest Ciebie wart.. Dasz radę.. Damy radę.. Masz przyjaciół.. Rodzinę.. Osoby, które nigdy Cię nie zostawią.. Na nas zawsze możesz liczyć.. Twoje problemy.. Są naszymi problemami.. Musisz o nim zapomnieć.. Pomożemy Ci.. Jeszcze nie wiem jak.. Ale coś wymyślimy.. - tłumaczył mi, pocieszał jak tylko mógł..
- Nie potrafię.. Nie mam już siły.. Nie chce mi się żyć.. - wykrztusiłam jakoś..
- Chodź, odprowadzę Cię do domu, jest już strasznie późno.. Prześpij się z tym. Jutro rano się zobaczymy..
Zobaczysz, będzie dobrze. Wiem, że to najgorsze słowa w pocieszeniu, ale ty dasz rade, jesteś silna. Przestań sobie w końcu wmawiać, że jest inaczej. - mówił dalej..
- Masz rację, muszę się z tym przespać.. Będzie ciężko, mimo wszystko, dziękuje za wsparcie.. Gdyby nie ty, nie dałabym sobie rady. Pewnie zajebałabym się jakoś i leżała teraz gdzieś daleko.. Uświadomiłeś mi, że mam dla kogo żyć, że może życie dla przyjaciół i rodziny, nie jest wystarczającym szczęściem, ale jest czymś ważnym, bardzo, bardzo ważnym. Dopiero teraz, zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, co moi najbliżsi czuli by gdyby coś mi się stało.. - mówiłam.
- Wiesz.. Jeśli on tak się zachował, to nie docenił Cię.. Ale pamiętaj, przyjaciele nigdy Cię nie zostawią, rodzina też.. 
- Dziękuje, naprawdę, dziękuje. Idę już, jest przed pierwszą. - powiedziałam, ocierając łzy i tuląc się do niego z całej siły..
- Pamiętaj, zawsze możesz na mnie liczyć, zawsze pomogę Ci, tak jak będę potrafił. Dobranoc, trzymaj się, siostrzyczko. - powiedział i poszedł do domu.
Weszłam do domu, wykąpałam się i położyłam do łóżka. Tak jak radził Grzesiu. Szybko zasnęłam. Ale nawet w snach mnie męczył.. Rano obudziłam się z podpuchniętymi od płaczu oczami. Tata powiedział mi, że strasznie płakałam przez sen, że krzyczałam, żeby mnie nie zostawiał, że tak bardzo go kocham i nie dam rady. Wiedziałam, że to jeszcze długo będzie się za mną ciągnęło.. Mimo to starałam się żyć normalnie. Ogarnęłam w miarę twarz i wyszłam do wszystkich na działkę.
Pewnie myślicie, że dałam rade ? że wszystko znowu było kolorowe i niczym się nie przejmowałam? O nie..
Było strasznie.. Prawie do nikogo się nie odzywałam.. Cały czas myślałam o tym, jak mógł mnie tak zranić.. 
To było straszne. Długo musiałam wmawiać sobie, że mam wyjebane, żeby w to uwierzyć. Nadal się męcze, to wszystko jest jeszcze dla mnie takie świerze, takie nowe.. Jednak, dziękuje, wszystkim za pomoc, za to co dla mnie robią. DZIĘKUJĘ.

MARTIS.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz